.. jak dziś. Że budzę się totalnie rozbita. Jest może 5 rano. Fioletowe zasłonki zatrzymują światło. W pokoju panuje nieprzyjemna szarość. Nic nie widzę. Okulary są zbyt daleko, by włożyć je na nos. Z resztą lubię świat takim, jakim go widzę w tej chwili. Znam wszystkie elementy wokół siebie. Lecz teraz w każdym z nich odnajduję coś nowego. Inny kształt. Dziwne złudzenia. Zerkam na telefon. 5:18. Żadnego smsa. Snapa. Żadnej wiadomości. Zielona dioda informuje mnie jedynie o stu procentach naładowania mojej baterii. Upuszczam urządzenie na podłogę. Niby delikatnie, a jednak dość stanowczo. Energicznie przewracam się na drugi bok i wtulam w twarz w ogromną poduszkę. Zamykam oczy. Może zasnę. Zasypiam.
8:24. Tata wychodzi do pracy. Słyszę drzwi od łazienki. Później kroki. Na koniec dźwięk silnika i zamykanej bramy. W domu znów panuje cisza. Zasypiam.
9:31. Mama krząta się po domu, by również zaraz zniknąć. Zagląda do mnie na chwilę. Mówi, lecz nie rejestruję wszystkich słów. Kontaktuję z wielką trudnością. Odpowiadam na kilka pytań i potakuję na resztę wypowiedzi. Wychodzi. Teraz już nie zasnę. Podnoszę telefon. Nic. Tego się w sumie spodziewałam. Czytam słowa, które ostatnio napisałam. I nie wiem. Nie wiem, czy dobrze postąpiłam, czy też źle. Nie wiem czy żałuję. Czy chciałabym to cofnąć. Łza. Tak po prostu spłynęła po policzku. Druga po nosie. Nie lubię tego uczucia. Otarłam ją szybko skrawkiem kołdry. I zaczęłam myśleć. Wspominać. Jedna noc. Jeden wieczór. Minione wydarzenia. Wypowiedziane słowa. Skradzione pocałunki. Łza. Lecz inna. Może ze szczęścia. Jestem szczęśliwa. Choć czasami potrafię to spieprzyć. Wchodzę w smsy. Te oznaczone gwiazdką. Wyświetlam jeden, drugi.. Czytam dłuższy fragment rozmowy. Przypominam ją sobie. To, gdzie wtedy byłam. Czemu coś napisałam. Na jedne uśmiecham się szeroko. Przy innych zakrywam twarz pościelą. Za oknem nadal szaro. Płaczę. Nie mam ochoty podnosić się z łóżka. Próbuję czytać książkę. Nie mogę. Znajduję okulary, lecz szybko pozbywam się ich. Przez mokre oczy i tak nic nie widzę. Zasycha mi w gardle. Szlocham nie znając już powodu. Tłumacząc sobie to jako kobiecą przypadłość. Pms. Odpowiedzialne za moje ostatnie wybryki. Mijają tak ponad dwie godziny. Jest 12.
12:13. Schodzę na dół, by coś zjeść. Czytam. Jestem dwa rozdziały do przodu. Czytam o pocałunku. Pierwszym. O przeżyciach z nim związanymi. Łza. Wspomnienie. Motyle w brzuchu. Jak za każdym razem, gdy wracam do tamtej chwili. Ściska mnie gdzieś w środku. Czuję się dobrze. Bardzo dobrze. Łza wyschła.
13:40. Wracam na górę. Otwieram laptopa. Piszę. Bo czuję, że to dobry moment. Że to, co napiszę będzie dobre. Pomoże mi. Uspokoi. Zadowoli.
14:02. Skończyłam.
xoxo Niśka