Dzisiaj krótko, bo jutro mam berfsdeje!! Ehhh kooooocham ♥ No i Halloween :D Czeba mieć szczęście ! Ale mam dobry humorek. Generalnie pozytywnie. Jutro się trochę bardziej rozpiszę. Jutro: wodociągi, pytania do bierzmowania, różaniec, prezenty, cukierki, berfsdeje i halloween. Wowowow nawet miły dzień się zapowiada xD
Kocham was!!! I moje friendsy foreversy i czapkę kondomka :*
Czasami nie ograniam świata. Czasami siebie. Czasami nic i w ogóle. I nagle nastaje czas, kiedy mam dobry humor przez 24 godziny na dobę nie wiadomo dlaczego. Dzisiaj miałyśmy odpał i przez całą przerwę robiłyśmy sobie samojebki w czapkach w kiblu ;) Właśnie...
SEZON NA CZAPKI-KONDOMY UWAŻAM ZA OTWARTY !!!
Ale co do mojego humorku to sytuacja jest na tyle skomplikowana, że powinnam siedzieć i się zamartwiać. W takich momentach stwierdzam, że uwielbiam siebie i ludzi, którzy mnie otaczają.. :*
Nie wiem czy to normalne, ale tydzień szkoły kończę pozytywnie, za to zaczynam dość negatywny weekend. Nie chce mi się ruszać z domu, ale mus to mus. W szkole mam dość zakręconą sytuację. Dzisiaj z M. stworzyłyśmy schemat "uczuć" w naszej klasie i poczułam się na nim nieco osaczona xD. 3 razy żegnałam się z jednym kolegą, inny pożegnał się ze mną po raz pierwszy w życiu, a trzeci twierdzi, że dobrze mu idzie zarywanie do mnie. To ostatnie mnie powaliło :DD Do tego 3- z bios logos i apel o papieżu. ABBA OJCZE !! Ehhh S. ...W każdym bądź razie pozytywnie jest ^^
A jak u was? Może coś mi tu skrobniecie *.* Hohohoho wyciągnęłam dzisiaj moją kochaną czapkę ♥
Ostatnio dziwię się mojej aktywności na tym blogu. Trochę się rozgłosiłam i już 2 obserwatorów więcej. No cóż. Chora byłam, chora jestem, ale jutro do szkoły. Ehhh stęskniłam się za tymi moimi wariatami. Po drugiej stronie? Chdziło mi o obiektyw. O aparat. Kocham zdjęcia, choć wiem, że jestem kompletną amatorką. Ale lubię też być fotografowaną. Może nieskromne i samolubne, no ale cóż... Lubię ^^
A więc kilka zdjęć. Może coś wam się podoba. Piszcie *.*
Ostatnio moja faza na utwory te stare i te nowe aż mnie przeraża. 10 razy pod rząd leci jedna piosenka. Mój top z tego tygodnia postanowiłam przedstawić tutaj. Może wam się coś spodoba, czegoś nie zaliście albo kochacie tak jak ja :D. Zapraszam do komentowania ^^
To moja pierwsza piątka w tym tygodniu. Jest tu małe zróżnicowanie, ale i tak kocham te utwory
Wchodzę tu, zaglądam, patrzę i... nic. Brak. Pustka. Cisza. I zadaję sobie tylko jedno pytanie: Co robić? Co mam zrobić, żeby więcej ludzi tu zajrzało i zatrzymało się na dłużej? Macie jakiś pomysł? Przecież blogujecie... Pomożecie?
Jestem chora i wszystkie moje zmysły padły. Dlatego też brak weny sprawił, że wstawiam coś starego. Proszę... ;)
Dlaczego miłość? W sensie dlaczego taka nazwa tego uczucia?
Nie mogła być brzydsza? Mniej przyciągająca? Może wtedy tak wiele osób by jej
nie ulegało. Miłość. Piękne słowo. Jest ono warte innego uczucia. Trwalszego.
Szczęśliwszego. Miłość nie trwa wiecznie. Znaczy nie zawsze. Często jest
poprzedzona wieloma porażkami. Miłość boli. Idzie za nią tęsknota,
rozczarowanie, niepewność. Dlaczego? Czy róża pod inną nazwą pachniałaby tak
samo? Czy tak samo byłoby z miłością. Skoro i tak byśmy przez nią cierpieli czemu
nie może nosić bardziej smutnej nazwy. Na przykład nostalgia. Od razu kojarzy
się ze smutkiem, tęsknotą. A miłość? Wydaje się, że powinna być piękna. A nie
zawsze tak jest. Szczególnie ta pierwsza. Ta najprawdziwsza. Ta, o której się
nie zapomina. Miłość. Przecież to brzmi pięknie. Ale takie nie jest. Tylko coś
prawdziwego i trwałego może nosić tak urodziwą nazwę. Coś co przynosi nam tylko
szczęście. Co wywołuje uśmiech na twarzy. Miłość boli. Miłość wywołuje łzy.
Wiele łez. Więcej niż cokolwiek na świecie. A dlatego, że jest dla nas tak
ważna. Boimy się ją stracić. Czyli jest krucha. Jak porcelana. Przez słowo
miłość przemawia też kruchość. Delikatność. Zwiewność. Ulotność. No właśnie
ulotność. Przemija. Czasami zostaje. Czasami odchodzi. Rzadziej wraca. Jest na
chwilę. Ta co trwa wiecznie z każdą chwilą jest słabsza. To już nie to samo co
na początku. Nie ma tych motyli w brzuchu. Nie ma drżących rąk. Nie ma
zaschniętego gardła. Są 2 splecione ręce, które mówią co innego niż wiele lat
wcześniej. W końcu i tak wywołuje płacz. Smutek. To jest nieuniknione w
przypadku miłości. Niestety. I my nic z tym nie możemy zrobić.
Każdy z nas ma sny. Sny jak to sny. Bywają straszne. Ale
bywają też takie przyjemne. Rzadko kiedy zastanawiamy się, co przez to chciała
nam powiedzieć nasza podświadomość. Dużo ludzi twierdzi, że są one skutkiem
naszej wyobraźni czy fantazji… Ale moim zdaniem nie zawsze. Raz na jakiś czas
zdarza się sen, który sprawia, że jesteś kompletnie zdezorientowany. Masz tak
czasami? Czy choć raz w twoim życiu, nie rozumiałeś, dlaczego śni ci się coś
tak dziwnego? Ostatnio zdarza mi się to częściej. Nie wiem, o co chodzi. Sny są
dla mnie sprzeczne. Choć po jakimś czasie zaczynają się układać w logiczną
całość. Jest to jakiś znak. Jakiś sygnał. Dla mnie? Może dla ciebie? To serce
czy mózg? Może wszystko na raz. Nie wiem jak mam to odebrać. Zastanawiam się.
Dążę do jakiegoś wniosku. Ale nie mogę go znaleźć. Błądzę. Wszystko wydaje mi
się do siebie podobne, a jednak inne. Szukam związku między jednym a drugim.
Widzę kilka. Ale czy to możliwe? Czy to możliwe, że w głębi czuję coś innego
niż zawsze mi się wydawało? A może to się zmieniło. Ale tak nagle? Może nie
nagle. Może cały czas byłam w błędzie. Tak trudno mi w to uwierzyć. Kiedy ci na
kimś zależy, czujesz to każdym zmysłem. Kiedy ci zależy, jesteś zdolny do
wszystkiego. Kiedy wiesz, że coś z tego może być, walczysz. Jednak przychodzi
chwila, w której nadchodzi coś czego się spodziewałeś. Co sprawiło, że wiesz,
dlaczego wtedy nie walczyłeś. Upadasz. Ale jednak się podnosisz. Szybko. Za
szybko. Czy to coś znaczy? Czy te sny rzeczywiście chcą ci przekazać, że na kimś
zależy ci bardziej i to od dawna? Ale jak mi zależy? Kim jest dla mnie ta
osoba? Kim chcę, żeby była? Czy ja czegoś w ogóle chcę? Chcę być tylko
szczęśliwa. Mieć przy sobie osobę, która rozumie bez słów. Wie gdzie jestem,
gdy nie ma mnie przy niej. Przychodzi. Rozwesela. Pociesza. Nie pyta. Przytula.
Kocha.
To by było tyle na dzisiaj. Minął już cały tydzień. Pora się wyspać, bo weekend też będzie pracowity. Jak u was mija jesień? Odpisujcie ;)
Doszłam dzisiaj do wniosku, że nie potrafię jak większość nastolatek wprost powiedzieć czy napisać co czuję, o czym myślę. Ten blog chciałam prowadzić pisząc o swoim życiu. Jednak nie potrafię. A raczej nie potrafię tak, jak myślałam, że będę to robić. Umiem przelać swoje uczucia i przemyślenia na tego bloga, ale tylko i wyłącznie w formie mojej własnej twórczości. W formie monologu. Przemyślenia muszę ubierać w słowa. Może to dziwne, ale tak mi jest najłatwiej. Odpowiada wam ta forma postów? Wam... Mało was jest u mnie ;( Piszcie w komentarzach. A pod spodem ostatni wieczorny wyczyn mojej wyobraźni.
Jak to działa? Jestem. Jestem sobą. Zachowuję się jak
zawsze. Ale nagle coś się zmienia. Nie wiem czy we mnie, czy w otaczającym mnie
świecie. Coś niby małego. Moje oczy się otwierają, uszy też. Zaczynam
dostrzegać i słyszeć, coś, o czym nie chcę myśleć. Potencjalnie się nie
przejmuję. Potencjalnie. Jednak coś we mnie buzuje. Coś mnie rozrywa od środka.
Coś zadaje cios. To boli. Patrzę i nie potrafię myśleć. Widzę i nic. Zacinam
się. Nie wiem, co robić. Czy się śmiać? Czy płakać? Ale nagle orientuję się, że
nie potrafię. Nie potrafię płakać. Łzy nie chcą płynąć po moich czerwonych
policzkach. Oczy nie szklą się, jak tafla wody w jeziorze. Na chwilę zachodzą
mgłą, która znika po kilkukrotnym mrugnięciu. Co mam o tym wszystkim myśleć? Jak
mam zareagować? Nie wiem. Po prostu nie wiem. To powinno przyjść jak odruch.
Ale u mnie wszystko zanika. Zdolność ruchu, mowy, myślenia. Czy ten brak
jakiegokolwiek odruchu to oznaka mojej siły wewnętrznej, czy w tym momencie
powinnam się zastanowić nad moimi uczuciami? Czy się nie pomyliłam? Czy to na
pewno to, co cały czas w moim przekonaniu było miłością? Może nie. Ale w takim
razie, czym jest, skoro cały czas trwa bez ogromnego bólu pomimo niepowodzenia.
Nie przeszło. Siedzi we mnie i nie chce się wynieść. Może skończy się jak
wszystko wcześniej. Może zapomnę i znowu znajdę się w podobnej sytuacji. Może
tym razem uda mi się być szczęśliwą. A może wrócę do punktu pierwszego, bo
okaże się, że po prostu jestem silna i odporna na takie zjawiska. Ale wcale
dużo w życiu nie wycierpiałam. Skąd więc te cechy? Za dużo pytań, za mało
odpowiedzi. I znowu wracamy do tego samego. Znowu siedzę, myślę i nic nie idzie
naprzód. Stoi w miejscu. Tylko lakier na moich paznokciach wysycha, podczas gdy
piszę te wszystkie przemyślenia. To utwierdza mnie w przekonaniu, że czas
płynie, więc powinnam wziąć się za siebie i przestać myśleć filozoficznie o
przeszłości. Żyć chwilą i cieszyć wszystkim, co na to zasługuje.